kod • słowa • emocje

blog Daniela Janusa

Na połowie czasu

1 lutego 2025

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.

— Dante Alighieri, Boska komedia, Piekło, I, 1
tłum. Edward Porębowicz

„Połowa czasu” to wiek 35 lat. Jak podaje Porębowicz w przypisie, Dante w „Biesiadzie” ustala średni czas życia ludzkiego na lat 70, zaś ową trzydziestkę piątkę nazywa jego „prawdziwie szczytowym punktem” („veramente è colmo de la nostra vita”).

Teraz żyjemy trochę dłużej i mam spore szanse dożyć osiemdziesiątki, więc powiedzmy, że „połowa czasu” wypada teraz. W maju 2024 skończyłem 40 lat.

I nic się nie zmieniło – poza tym, że coraz częściej łapię się na myśleniu o upływającym czasie.

Bo tak: zawsze byłem najmłodszy w okolicy. W szkolnej klasie, w towarzystwie, w pierwszej i drugiej pracy – przyzwyczaiłem się do myślenia o sobie w ten sposób; stało się to częścią mojego samopostrzegania, jeśli nie tożsamości. I jak łatwo zgadnąć, niepostrzeżenie przestało być prawdą. Pracuję teraz z ludźmi, którzy w większości są młodsi ode mnie, czasem o pół pokolenia. I zadaję sobie pytania: do czego, jeśli do czegokolwiek, jest mi potrzebne to przekonanie? Czy nadal mam prawo uważać się za młodego? Na czym w ogóle polega młodość?

Może na poczuciu, że wszystko przede mną, że przyszłość kryje w sobie nieprzebrane bogactwo doznań i niewyczerpany wręcz zapas czasu, żeby je wszystkie przeżyć. Z tego punktu widzenia młodość mam za sobą. 80 lat to zaledwie nieco ponad cztery tysiące tygodni – przypomina mi się wizualizacja, która dobitnie i boleśnie uświadamia, jak mało to jest czasu. Na każdą rzecz, którą zrobię w życiu, przypadają setki rzeczy, które chcę zrobić, ale nie zdążę. Wybór jest nieunikniony: od samej tej nieuchronności można poczuć przygnębienie.

Oczywiście chciałoby się wybierać optymalnie, ale tu znowu pytanie: czym ową optymalność mierzyć, jakie kryteria stosować? Chyba nie chcę iść w tę stronę. Niezależnie od przyjętych kryteriów jest więcej niż pewne, że popełnię jeszcze mnóstwo błędów: równie dobrze mogę się z tym pogodzić. I pamiętać, co jest dla mnie ważne oraz że niekoniecznie pokrywa się to z tym, w co pakuję dziennie mnóstwo uwagi i frustracji (spoiler: praca).

Sama bezwzględna długość – czy raczej krótkość – przedziału czasu, jakim dysponuję, nie daje pełnego obrazu: im dalej w życie, tym czas zapier^Wzasuwa szybciej; subiektywne tempo jego upływu nie jest jednolite. Jest to przeciekawy fenomen; angielska Wikipedia ma frapujące omówienie, łącznie z kilkoma modelami matematycznymi.

Przemawia do mnie hipoteza, że jest to spowodowane zwiększoną powtarzalnością codzienności: kiedy wszystko jest nowe i niezbadane, mózg potrzebuje zużywać znacznie więcej mocy przerobowych na bycie tu i teraz, żeby przecierać nowe ścieżki neuronowe; zaś mózg jadący na autopilocie ma mniej okazji do tworzenia jedynych w swoim rodzaju wspomnień i większą tendencję do sklejania podobnych do siebie minut, godzin, dni w jedną bezpostaciową masę. Zauważyłem, że czas zwalnia podczas praktyki medytacyjnej; to by potwierdzało tę hipotezę.

Łapię się na tym, że lubię grać w gry, które już znam, i słuchać takiejż muzyki. Rzadko sięgam po nowe rzeczy, a już prawie nigdy nie próbuję nowych kategorii doświadczeń. Błąd. Trzeba się przełamywać; może moja niechęć do przełamywania wiąże się z ADHD i ogólnym niskim poziomem energii (ale to temat na osobną notkę).

Coś się jednak zmienia. Jestem coraz bardziej świadomy siebie, własnego ciała, możliwości i ograniczeń. Piszę więcej. Zacząłem śpiewać. Aktywnie staram się wdrażać zdrowe nawyki (jest za wcześnie, żeby odtrąbiać sukces, ale jestem dobrej myśli).

Przypomina mi się John Milton. W wieku 23 lat popełnił on sonet, w którym biadoli, że jego znajomi coś już w życiu osiągnęli, a on nic. (Kiedyś cytowałem ten sonet na enblogu, zresztą we własne urodziny.) A pamięta się Miltona za „Raj utracony”, który powstał, kiedy autor miał pod sześćdziesiątkę. Nigdy nie wiesz, kiedy przyjdą twoje najlepsze lata. Ostatecznie jakie to ma znaczenie, czy jest się early czy late bloomerem?

OK, b(l)oomer.